mg
Niedawno Instytut Jagielloński wydał dokument "E-myto. Raport otwarcia", w którym podsumował doświadczenia wynikające z dotychczasowego funkcjonowania systemu viaTOLL.
- Wydaje się, że system winietowo-rekomensatowy był od samego początku skazany na porażkę. Gdy rząd Belki przygotowywał się do jego wprowadzenia, przewidywano, że rekompensaty będą wynosić 210 mln zł, a potem okazało się, że będzie to 300 mln zł. W tym roku okazało się, że już w 2008 r. przychody z winiet i wydatki z rekompensat zrównały się. Naszym zdaniem rząd nie miał wyjścia i był zmuszony do wprowadzenie opłat e-myta - podaje Kłossowski.
- Widać pewien bezwład w sposobie wdrożenia. Czynności przygotowawcze zajęły 2 lata. Operatorowi pozostawiono tylko 8 miesięcy na wdrożenie gigantycznego systemu, który obejmował chociażby prace przy budowie 430 bramownic. W kwietniu 2011 r. dowiadujemy się, że stoją dwie pierwsze bramownice i w tymże samym miesiącu władze są uprzejmie potwierdzić, że reszta bramownic będzie mogła stanąć bez pozwolenia na budowę. Widać, że coś nie funkcjonowało we współpracy. Skala zawinień jest duża po stronie rządu - wskazuje ekspert Instytutu Jagiellońskiego.
- Struktura stawek i trasy objęte e-mytem zostały podane dopiero na 2 miesiące przed rozpoczęciem funkcjonowania systemu. Strategiczne decyzje dotyczące np. zakupu samochodów przewoźnicy mogli podjąć dopiero wiosną tego roku - podkreśla Kłossowski.
- Prawdopodobnie na początku roku system osiągnie pełną sprawność. Wtedy rząd paradoksalnie będzie zdany tylko na własne siły, jeśli chodzi o jego szczelność. Póki co, ten "dołek" jest zasypywany przez Kapscha. W momencie gdy system osiągnie pełną sprawność, okaże się, że rząd musi zaopatrzyć służby kontrolne w niezbędne etaty i sprzęt. Szacuje się, że trzeba będzie stworzyć ok. 500 etatów. Wyjdzie na jaw, że rząd nie radzi sobie z wyzwaniem, które postawił sam przed sobą - ostrzega ekspert IJ.